Czujesz za niebem, za odpocznieniem tęsknotę?
Czy droga tam zda się być długa?
Podnieś swe oczy! Wciąż cieńsza zasłona,
Która od chwał niezwykłych dzieli sługę.
Wczoraj znowu odszedł ktoś drogi –
Poza zasłonę – do odpocznienia.
A gdy przechodził, błysk każdy z nas złowił,
Bo chwała zachodu w miejscu zachodzenia.
Kolejne ogniwo przybyło w łańcuchu złotym,
Który przyciąga nas wszystkich do Domu,
I nić kolejna dodana do sznura
Miłości, która drogę wskazuje każdemu.
I tak kolejno święci Jego przemijają
Z cienia idąc do niebios czystej światłości,
Do radości, której dzięki Pana obecności doznają,
I nie czują już więcej ziemskiej nocy ciemności.
Lecz jeszcze milszego poza zasłoną,
Która przejrzysta się staje prawie,
Widzimy Mistrza, Pana naszego
I pieśń o Jego nucimy sławie.
Jesteśmy już blisko i tony prawie chwytamy
Muzyki chórów, płynącej z nieba.
Czyż jednej godziny nie poczekamy,
Gdy nam do celu tak mało potrzeba?
Zatem nie idźmy tą drogą w żałobie,
Niech serce lekkie, twarz z uśmiechami.
Brzemiona wkrótce zrzucimy z siebie.
Dlaczego smutek miałby być z nami?
Gdy obłok świadków spogląda na nas,
Bardzo ciekawych, co z nami,
Czy zawiedziemy, czy wytrwamy? Pobudź serce, Panie,
I spraw, byśmy walczyli ze zwątpieniami.
Spraw, Panie, byśmy widzieli jasno,
Wznoś myśli nasze, niech będą w niebie,
By ziemskie troski nie miały siły
Od Twej miłości odłączyć, od Ciebie.
Gdy życia morze wciąż miota nami,
Chroń przed skałami tę barkę małą,
Sam, Panie, kieruj, sam stań za sterami,
I poza zasłoną zakotwicz na stałe!